Wędrujący Wiatr Zorzysta Staje Oćma 1. Gwiazda wieczorna Rozłożył się na dachach świata odległy przytłaczający cień, i przygiął do ziemi drewniane wieże, w których oknach zamarł dzień; rozłożył się między polami wiążąc drzewa cienistym powrozem i odmalował czarnym szronem okna - nowe pisząc pejzaże wieczornym mrozem… Zalęgł się gnuśnie w dolinach, na graniach i pośród lasów; opiwszy się złotem dnia, słuchawszy bajań bekasów… Gdy opasał bezdroża, mateczniki i gaje wreszcie spojrzał na nieba w gasnące wyraje; ujrzał ją wtenczas jak wschodziła nad światem, żegnała księcia gdy ujeżdżał w odległe kraje… Znał ją z powieści, przecudnej urody panienka – gwiazda wieczorna, znana też jako – Jutrzenka. Syty, opity światłem i wigorem ziemskim zamarzył także o rozkoszach niebieskich; unosząc swe cielsko smok uleciał ku gwiazdom pozostawiając ciemność i chłód wsiom, polom i miastom… Nie od razu spostrzegła księżniczka co czai się w dole pośród ludzkiej niwy, na uśpionym nocy padole; lecz gdy dostrzegła wreszcie cienistego intruza - było zbyt późno; przepadła z nieba wieczorna muza… Ostatnim swym oddechem zaklęła jeszcze; rzuciła ostatnie swe słowa wieszcze; zamieniając w bursztyn swą duszę rzuciła ją w niebiańskie pola – nim popadła w wężowe katusze… 2. Dolina, która jest nocą Poblaski nikłe! Pożogi odległe! Nad łanami nocy pożary rozległe…! Wołają morgi, srebrzyste plony gwiazd; czarne, nocne odłogi - zarzewie plonu dnia… Stęsknione tajemnej pieszczoty, złotego sierpu nocy; zanim korowód dnia zada kłam ich mocy… Gospodarz śród gwiezdnych łąk, czarodziej śród prastarych ksiąg… Rogaty pan na włości, kartograf map nocnych rozciągłości… Łódź jego na chmurnym przestworze nurza się w bezkresne odmęty; gdzie miedz błyszczące morze oddaje ognik w kamień zaklęty… Zaklęte nasiona dnia w bursztynowe okruchy rozpaczy; na równinie gwiazd – świt roztrzaskany w mętne odblaski… Zadumał się stary włościanin nad tęskną pieśnią jantarowych łez; i rad by się swą zadumą podzielić z powiernikiem, panem wiatrowych wież… Poblaski nikłe! Pożogi odległe! Ogniki maleńkie! Strzaskane serce dziewczęce! Poblaski nikłe! Pożogi odległe! Nad łanami nocy wiatr słucha waszej pieśni tęsknej! 3. Góra, która jest ogniem Mądra jest stal rozpalona do bieli – ogień, co rodzi miecze broniące kądzieli; silna jest stal hartowana w płomieniach, potęga ducha zaklęta w woli tworzenia… Ta wola jest siłą, co trzyma sklepienia! Ta wola to młot, który stal przemienia! I co uderzenie – to płynie pieśń Ognia! I co uderzenie – to bije ku niebom pożoga! Mądry jest kowal z swą radą wprost z głębi ziemi, w której czeluściach wykuto tysiące promieni; mądry jest kowal z rozwagą właściwą olbrzymom - tym, co dźwigają niebo społem zwartą drużyną! Lecz słaba jest stal rzucona przeciwko rozpaczy; słaby jest ogień co gaśnie od łez wypłakanych; odbija się młot od zbroi wykutej z niedoli… Łamie się miecz trafiwszy na czarną boleść! Mądrzejsza jest rada by radzić się najmądrzejszych mędrców poczciwych z rodu najmędrszych wieszczów; za górą trzecią i tyloma rzekami – Wędrowiec odnajdzie wyraźne do celu znaki… Lecz znaki odczytać potrafi nie tylko młodzieniec, co wychowan w twierdzach z granitu i pośród powietrznych ścieżek; choć silnym i prędkim jest pęd wędrowca do wiedzy silniejszą jest żądza gadzia by innych prowadzić ku nędzy… Mądry był kowal z swą radą z serca ognistą i silny był dar znaczony intencją czystą; czystego serca przekuta w stal siła ogromna pozwoli strącić z przestworzy smoka! 4. Wierzba-wieszczka W obliczu nocy gniewnej gdy świt, zamknięty w bursztynie… Blask jego odnajdziesz zaklęty, pochowany w jeziornej głębinie… W objęciach siły złowróżebnej niech duch stryjowy w sercu nie ginie! By dzień ocalić, by noc obalić – i życie zwrócić przeczystej dziewczynie…! 5. Rzeka, która jest światłem Byłam ongiś łzą śród ros, blaskiem dnia w letnich mgłach… Kroplą dżdżu na błoniach ciszy, dawnego tchnieniem dnia… Byłam ongiś tchnieniem nocy, słodką pieśnią w leśnej głuszy… Zimnym ostrzem tnącym cienie… Strzegącym wędrówek duszy… Onegdaj wstałam niby srebro szlakiem lśniącym przez dolinę… Zszyłam wstęgą dwa królestwa, ślubem wiążąc górę i kotlinę… Wczoraj biegłam poprzez knieje - młoda panna w gwiezdnych wiankach… Girlandami łez dziewiczych przystrojona w wiecznych swatach… Dziś w mej duszy wartkim nurcie przegląda się książęcy syn co nockę; i na gwiezdnej łodzi chybotliwej burcie tka wieczornych pieśni moce. Pieśni te, o tęsknocie Księżyc rzuca w nocne dale… Każdą łapię w lekkim locie by ją niosły srebra fale! Pieśń żałobną zna o stracie i dziewczęcych łzach w przedświcie; o wyprawach w sine dale, które powziął wybawiciel… A gdy zmącone srebrne lica zawistnego cienia ogniem – gdy w potrzebie – dopomogę! Z wód miesiąca utkam drogę! Byłam ongiś łzą śród ros dziś - strudzonych wybawieniem; jutro będę brzaskiem jezior i ponurych dni wspomnieniem…! 6. Jezioro, które jest dniem Gdzie światło drzemie znużone kędy strudzony powraca dzień; gdy ogniska nocy zgaszone by rannym żarem rozgonić sen… Tam u wód złocista brama, złocisty blask z wierzei bucha; ognista łuna niebo podpala i w śniącym ciele rozpala ducha. Żywe zaklęcie z początków świata odmierza cierpliwie zimy i lata; wielkie wahadło w trybach wieczności ukryte w trzewiach nieskończoności… Na srebrnej strudze lśniącej księżycem spieszony pielgrzym zza siedmiu gór: młody, postawny ze strudzonym licem bieży, by zdążyć nim zapieje kur. Strażnika świtu odwieczne wołanie na krańcach nocy rozgania czerń; lecz gdy Jutrzenka w śmiertelnym całunie – jego wołanie zabije dzień… Czarnoksiężnika odwieczne pragnienie by królewski tron zagarnąć dla siebie; morowym jadem zgasić dnia lśnienie, by złoty orszak strącić pod ziemię! Gdzie światło drży niecierpliwie wierzeje płoną aż pod firmament; by znów wypuścić na nieba życie i tylko z głębin słychać cichutki lament… Wielkie wahadło w trybach kosmosu wychyli się znów i zamrze w nicości; zły urok wstrzyma krosna losu i cały nieboskłon zamrze w wieczności! Lecz ze srebrnej strugi lśniącej księżycem pielgrzym zbrojny jedynie w hart ducha; Złu stawi czoła, jak świetlisty rycerz u stóp bramy zza której świt bucha…! W ostatniej walce na krańcu świata stając wbrew temu, co rzuca cień, temu co zimą ziemię oplata – na brzegach jeziora, które jest dniem! 7. Gwiazda zaranna Nie śmiem w nie spojrzeć, bo w nich wstaje dzień nieznany… Twe oczy, studnie świtu, budzą lęk, duszy świtanie… Nie śmiem w nie spojrzeć, bo w nim płonie blask niezmierzony… Twe lico, krynica brzasku, kruszy złej nocy szpony! Wiedziony wołaniem z najgłębszych otchłani serca; szlakiem cichego bursztynu z dobrym słowem mędrca… Przez doliny nocy, znad odległych grani milczący wiatr znad światów granic… Poprzez góry ogniste, przez rzeki świetliste – by zaczerpnąć o świcie z krynicy przeczystej! Gnałem co tchu w młodzieńczej piersi, w konkurach podniebnych z posłańcem śmierci; gnałem przez sny by w błękitnych odmętach ujrzeć o brzasku twe jasne oczęta… Tam, gdzie miesiąc opłakuje świt… Śród turni, jezior i nocy; dwie dusze, powietrze i ogień zeszły się razem przeciwko zaklęciu mocy!